Otto Carius - Leuntnant z 2 kompanii 502 batalionu czołgów ciężkich, gdzie służył na "Tigerze". Brał udział między innymi w walkach o Narwę, a pod koniec wojny objął dowodzenie w 2 kompanii 512 batalionu niszczycieli czołgów wyposażonym w Jagdtigery na froncie zachodnim, gdzie walczył do końca wojny. Otto Carius zniszczył ponad 150 czołgów nieprzyjaciela. Na front zachodni został przeniesiony na początku 1945 r.
Co do tygrysa... poczytajcie sobie
"Dnia 11 lutego Tygrysy Kampfgruppe "Sander" z 503. batalionu czolgow ciezkich uczestniczace w niemieckim kontrataku stoczyly bitwe o kolchoz na zachod od miejscowosci Siemiernikowo na przedpolach Rostowa nad Donem. Kolchoz okazal sie broniony znaczniej silniej niz przewidywano i Tygrysy prowadzace natarcie czolgow trafily pod huraganowy ogien czolgow i dzial przeciwpancernych obroncow strzelajacych z zawczasu przygotowanych stanowisk ogniowych.
Jednym z Tygrysow atakujacych kolchoz byl woz pelniacego obowiazki dowodcy plutonu podporucznika Zabela. Juz w pierwszych chwilach starcia w kadlub jego Tygrysa uderzyl pocisk przeciwpancerny kalibru 76,2mm, zrywajac belke utrzymujaca zapasowe ogniwa gasienicy na dolnej plycie czolowej kadluba. Zaloga odczula to trafienie jako 'gluchy brzek i lekki wstrzas'. Tuz potem pocisk kalibru 45mm uderzyl w wiezyczke dowodcy, wyrywajac uchwyt bloku szkla pancernego chroniacy szczeline obserwacyjna. Potluczony blok zostal zablokowany w uchwycie, pozbawiajac dowodce mozliwosci obserwacji do przodu. Chwile pozniej drugie trafienie, niemal w ten sam punkt, o dziwo poprawilo sytuacje, wyrywajac uchwyt i pozostawiajac odslonieta szczeline. Po walce na wiezyczce naliczono lacznie dwa trafienia pociskami kalibru 45mm i okolo pietnastu pociskami rusznic przeciwpancernych kalibru 14,5mm.
Wczesniejsze uszkodzenie nie pozwolilo domknac wlazu ladowniczego, ktory pozostal w pozycji polotwartej i takze ostrzeliwany byl z rusznic, o czym swiadczylo okolo tuzina sladow trafien, ktore spowodowaly naderwanie zawiasu. Po walce trzeba go bylo podwazac zelazna sztaba, zeby dal sie otworzyc.
W czasie walki czolg byl bezustannie ostrzeliwany przez karabiny maszynowe. W pewnej chwili ostrzal przeciwnika spowodowal zaplon swiec dymnych w wyrzutnikach. Dym przedostal sie do wnetrza, oslepiajac i podduszajac zaloge, ktora przez dluzsza chwile nie byla zdolna do kontynuowania skoordynowanych dzialan.
Wraz ze zblizaniem sie do zabudowan kolchozu ogien wzmagal sie. Kazde trafienie nieprzyjacielskiego pociskubylo odczuwane wewnatrz, slychac bylo uderzenie w pancerz i wybuch pocisku, woz kolysal sie, do wnetrza przenikaly gazy powstajace przy detonacji ladunkow i widac bylo zolto-pomaranczowe blyski.
Kolejny pocisk kalibru 76,2 mm uderzyl w maske jarzma, uszkadzajac armate. Pekly uchwyty mocujace dzialko w kolysce, uszkodzeniu ulegl opornik dziala, z ktorego zaczal wyciekac olej. Lufa dziala pozostala w tylnej pozycji. Wskutek innych trafien uszkodzone zostaly radiostacja i dzwignia zmiany biegow. W przedziale silnikowym doszlo do krotkotrwalego pozaru na skutek trafienia w tylna plyte przedzialu, ktore zerwalo oslony rur wydechowych. Automatyczna instalacja przeciwpozarowa poradzila sobie z jego ugaszeniem, nawet bez koniecznosci wylaczania silnika.
W pewnej chwili do czolgu podbiegli dwaj czerwonoarmisci i wrzucili na wierzchnie pokrywy przedzialu silnikowego ladunek wybuchowy. Jego detonacja, ktora zaloga odczula jako 'gluchy dzwiek, fale goraca i dym', nie wyrzadzila powazniejszych szkod.
Pomomo zniszczenia 6 czolgow (w tym jednego T-34), dziesieciu armat przeciwpancernych, kilku mozdzierzy, kilku rusznic przeciwpancernych i licznych gniazd karabinow maszynowych, niemieckie natarcie w koncu zaleglo i postrzelany Tygrys mogl sie wycofac, by lizac rany. A bylo co lizac - ogolem mechanicy z kompanii warsztatowej naliczyli slady 227 trafien pociskami rusznic przeciwpancernych kalibru 14,5mm, 14 pociskami armat przeciwpancernych kalibru 45 i 57 mm oraz 11 kalibru 76,2 mm. Pociski spowodowaly powazne uszkodzenia podwozia po prawej stronie wozu: kilka kol nosnych, a nawet wahaczy zawieszenia, bylo przestrzelonych, kolo napinajace zostalo wyrwane z podstawy. Pomimo tych uszkodzen Tygrys byl w stanie przejechac o wlasnych silach odleglosc niemal 60 km dzielaca pole bitwy od tylowego rzutu warsztatowego. Pociski spowodowaly tez pekniecie kilku spawow laczacych plyty, a wstzrasy obluzowaly zaciski przewodow paliwowych, powodujac wycieki benzyny do wnetrza komory silnikowej. kilkanascie pociskow trafilo w gasienice, zadne z tych trafien nie spowodowalo jednak zerwania tasmy, ani obnizenia manewrowosci czolgu.
Tygrys Zabela (ktory przy okazji odniosl lekka rane glowy, trafiony odlamkami wyposazenia wiezyczki dowodcy) dowiodl, ze potrafi zniesc wiele. W stanie, w jakim sie znajdowal, nie nadawal sie do remontu silami kompanii warsztatowej, totez zaladowano go na platforme kolejowa i odeslano do Niemiec. Po ogledzinach w zakladach Henshla Glowny Inspektor Broni Pancernej postanowil wyremontowac jedynie mechanizmy wozu, pozostawiajac slady trafien na pancerzu i odeslac czolg do 500. batalionu zapasowego i szkolnego czolgow ciezkich. Pelniac tam ciezka sluzbe pojazdu szkolnego, mial jednoczesnie budowac zaufanie adeptow do czolgu, ktory potrafi zniesc taki ostrzal i uchronic zycie swojej zalogi."