Z tą pyszałkowatością Amerykanów macie trochę racji...
Siedem lat temu spędziłem trochę czasu u Wuja Sama pracując tam na kontrakcie. Generalnie ludzie niesamowicie kontaktowi, sympatyczni i "cool". Jednak ich wiedza ogólna i historyczna pozostawia wiele do życzenia. Przykłady: nauka historii w ich szkołach generalnie zaczyna się na poziomie XVIII wieku i to ograniczając się do ich kontynentu, z małymi wtrętami co do Europy. W informatorze, wydanym w 1999 roku, przeczytałem m. in.: że hymnem Polski jest utwór Chopina
, walutą korona polska
:dozingoff, a na obecnej mapie naszego kraju tzw. Ziemie odzyskane zaznaczone były jako: terytorium niemieckie od 1945 r. pod administracją Polski
Byłem też świadkiem sytuacji, kiedy mój szef - starszy, sympatyczny pan (zresztą weteran z Wietnamu) - mocno się obruszył czytając poranną gazetę, w której było coś o wecie UE ws. jakiejś inicjatywy USA i powiedział coś w stylu: "co oni, k..., śnią, że k... mogą stawiać, k... warunki! Niech sobie, k... wezmą to wszystko (tzn. świat) i sami pilnują, to wtedy, k... mogą się rzucać!!!... (k....)
Jednego, czego im zazdroszczę, to niespotykana jedność narodowa w trudnych chwilach (11/09/01). Wtedy wszystkie swary idą na bok - cały ponaddwustumilionowy kraj stał się jednym organizmem. Przyznaję, duża w tym rola świetnie rozwiniętej socjotechniki, propagandy itp.